Start

Get your dropdown menu: profilki

Slider

czwartek, 14 marca 2019

... bo promocja była #10. Recenzja gry O mój zboże!

Tytuł: O mój zboże! (Oh My Goods!)
Wydawca: Lookout Spiele
Rok wydania: 2016
Liczba graczy: 2-4
Czas gry: 30 minut
Język: angielski, niemiecki
Sprawdź aktualną cenę gry tutaj - click

Aleksander Pfister i Klemenz Franz - to dwa nazwiska, które są chyba każdemu dobrze znane. Autor O mój zboże! pnie się po drabince kariery już od wielu lat, a omawiana dzisiaj gra pojawiła się na rynku planszówkowym tego samego roku co Mombasa, Isle of Sky: From Chiftain to King i Broom Service. 2015 rok był udany dla Aleksandra Pfistera. Klemenz Franz to rysownik, znany z takich hitów jak Agricola, Le Havre czy Grand Austria Hotel. Oba te nazwiska oraz opinie o O mój zboże!, zaczerpnięte z wielu źródeł, skłoniły nas, aby zakupić tę małą gierkę w tegorocznej promocji styczniowej, organizowanej cyklicznie przez jeden z polskich sklepów. Z recenzji dowiecie się na pewno jednej ważnej rzeczy - czy było warto pokusić się na promocję? Czytajcie.


Komponenty
W niewielkich rozmiarów pudle - przypominającym karton z tradycyjnymi kartami - znajdują się karty w liczbie stu dziesięciu i oczywiście mało obszerna instrukcja. Karty występują w kilku rodzajach:
- 4 karty kopalni - rozdawane każdemu zawodnikowi na początku gry. Różnią się surowcami, które umożliwiają nam zdobywanie towarów;
- 4 karty pracowników - takie same dla każdego gracza. To nasz pracownik, którego wysyłamy, aby zdobył dla nas towary;
- dwustronne karty asystentów - to nasi dodatkowi pracownicy, których możemy zatrudnić płacąc ich koszt w złocie i posiadając w swoim obszarze gry odpowiednią kombinację kart;
- karty budynków - stanowią serce gry i mogą być używane na kilka sposobów: do przetwarzania surowców, zdobywania złota, wypełniania warunków do zatrudnienia asystentów, a także stanowią źródło surowców, takie samo dla każdego gracza (o tym w opisie rozgrywki).

Niewiele można powiedzieć w sumie o komponentach. Karty są standardowej jakości oraz wielkości. Posiadają białe ramki, więc nie widać na nich uszkodzeń. Są także czytelne. Nie mieliśmy także większych problemów ze zrozumieniem zasad do gry. Oceniam więc wykonanie na dobre.

Przebieg rozgrywki
Na początku każdy otrzymuje losową kopalnię, kartę pracownika, pięć kart budynków na rękę i siedem dodatkowych, które kładzie zakryte nad swoją kopalnią. Są to jego pierwsze jednostki węgla, a każda z nich jest warta sztukę złota. Losujemy także asystentów - wykładamy na stole ich tylu,ile jest graczy i mnożymy razy dwa (tzn. w grze dwuosobowej mamy czterech dostępnych asystentów). Pozostałe karty budynków układamy w jeden stos. Tak wygląda przygotowanie do gry.

Przebieg rozgrywki został zawarty na karcie pracownika każdego z gracza.
1. Dobieranie kart - każdy dobiera po dwie nowe karty. W poprawionej instrukcji znajdziecie jeszcze informację, że zawodnicy mogą wymienić całą rękę na nowe karty, a dopiero potem dobrać dwie nowe.
2. Świt - jeden z zawodników wykłada ze stosu z budynkami karty do momentu, w którym na stole znajdą się dwie połówki słońca. Następnie przerywa dobieranie kart. Jest to pierwsza seria dostępnych kart budynków na tę rundę, ale także surowce, które są wygenerowane dla każdego z zawodników. Wskazane są one po lewej stronie każdej z kart. Następnie wszyscy jednocześnie wybierają budynek, do którego wyślą swojego pracownika. Może on wykonywać swoją pracę na dwa sposoby: sumiennie (wówczas zawodnik w fazie produkcji i budowy będzie potrzebował wszystkie surowce do produkcji) albo leniwie (wówczas zawodnikowi w fazie produkcji i budowy może zabraknąć jednego surowca). Kolejnym etapem świtu jest podjęcie decyzji, czy w tej rundzie będziemy budować jakiś budynek. Jeśli tak, to zagrywamy go w swój obszar gry zakryty z ręki.
3. Zmierzch - w tej fazie tworzymy drugi rząd złożony z kart budynków. Ponownie losujemy dopóki nie pojawią się dwie połówki słońca. Zaznaczę tutaj, że karty, które zostały wyłożone na stół w czasie świtu i zmierzchu służą nam jedynie za surowce do budowy i produkcji w kolejnej fazie. Ten obszar gry nazywamy rynkiem.

4. Produkcja i budowa - tą fazę wykonujemy według kolejności graczy. Zaczynamy od produkcji. Nasz pracownik (lub ewentualnie asystenci) produkują dobra. W dolnej części kart wskazane są zależności, z których wynika, że jeśli na stole znajdują się wskazane surowce w odpowiedniej liczbie, to możemy je wymienić na inny surowiec o wskazanej wartości. Tak też w podstawowej kopalni posiadając dwa kamienie i jedno drewno produkujemy jeden węgiel, gdy twój pracownik pracował leniwie albo dwa, gdy pracował sumiennie. Surowce w postaci kamieni i drewna muszą być dostępne na rynku, ale możemy też dopłacić surowcami z ręki. Asystenci zawsze produkują jeden surowiec i możemy mieć ich maksymalnie dwóch. Następnie zawodnik może zbudować budynek, który zagrał w drugiej fazie. Odkrywa go i płaci jego koszt wskazany w górnym lewym rogu karty, płacąc surowcami o wskazanej wartości. Zamiast budowania zawodnik może zatrudnić asystenta również płacąc surowcami o wskazanej wartości i posiadając w swoim obszarze gry odpowiednie karty (na przykład zestaw czterech żółtych budynków). Automatycznie przypasowuje go do jednego ze swoich budynków. Gdy zdecyduje się na zmianę jego lokalizacji, to w fazie drugiej musi za to zapłacić dwie sztuki złota.

Tak przebiega każda runda. Gracz rozpoczynający zmienia się, a wszystkie karty z rynku są odrzucane. Gra kończy się, kiedy jeden z zawodników zbuduje ósmy budynek. Punkty zyskujemy za budynki oraz zdobytych asystentów. Wygrywa ten, kto zgromadził najwięcej punktów zwycięstwa.

Czy było warto?
Pierwszy aspekt, o którym prawie zawsze trzeba wspomnieć przy grach karcianych to oczywiście losowość. W O mój zboże! również może być z nią problem. Przede wszystkim dlatego, że mamy całą masę różnych budynków oraz surowców. Na początku każdej rundy zastanawiamy się, czy te, które pojawią się na rynku będą akurat nam potrzebne oraz czy pojawi się ich odpowiednia liczba. Nad tym nie możemy w żaden sposób zapanować. Jedynie w czasie gry musimy skupić się na tym, aby w swojej strefie mieć jak największą liczbę budynków, które aktywujemy przy pomocy różnych surowców. W ten sposób, bez względu na to, jakie surowce pojawią się na rynku, będziemy mieli większe szanse na to, że któryś z budynków wyprodukuje nam nowe. Oczywiście, według "nowych" zasad mamy także możliwość na początku rundy odrzucić wszystkie karty z ręki, aby dobrać nowe. Jednak czy to aż ma tak duży wpływ? Nie sądzę, bo możemy dostać karty zupełnie niepotrzebne. Uważam, że jednak mimo wszystko lepiej trzymać się tych kart na ręce, które mamy i zrobić cokolwiek niż grać w "totolotka" i liczyć na idealne karty.

O mój zboże! jest grą, po której spodziewałam się możliwości budowania silniczka, czyli że jedne karty będą współpracowały z kolejnymi. To znaczy, że wytworzone surowce podstawowe pozwolą nam na zdobywanie lepszych, a te na zdobywanie super budynków. Ten element nie za bardzo działał w naszych rozgrywkach. Był ten silniczek, ale bardzo opornie rozkręcał się, a jak już zaczął działać to okazywało się, że pozwolił tylko zbudować ostatni, ósmy budynek i gra skończyła się.

Mogłoby się także wydawać, że asystenci to świetna pomoc. W sumie to tacy dodatkowi pracownicy, których możemy zdobyć w czasie gry, aby nasze działania przyśpieszyć i umożliwić zdobywanie coraz większej liczby punktów. Świetnie, że w ogóle jest możliwość ich zdobycia. Jednak pozyskanie ich jest bardzo trudne. To duży wysiłek, bo trzeba mieć odpowiednie budynki - bardzo często tego samego koloru i w dużej liczbie (dwa,trzy albo najczęściej cztery). Można więc łatwo obliczyć, że zdobędziemy tych asystentów najwcześniej w czwartej rundzie, a zaczną działać dopiero od piątej. Oczywiście pod warunkiem, że będziemy mieli odpowiednie budynki do zagrania przez wszystkie te rundy. Trochę gra nas w ten sposób ogranicza. Zdobycie dwóch to także nie lada wysiłek, bo tak naprawdę jeśli wylosujemy czterech bardzo zróżnicowanych asystentów (o przeciwstawnych wymaganiach) to pozyskanie tego drugiego może okazać się w ogóle niemożliwe. Do tego należy wziąć pod uwagę fakt, że musimy zrezygnować z budowy budynku, ażeby go pozyskać. Wówczas może okazać się, że rywal, który miał więcej szczęścia w doborze kart wyprzedzi nas i po prostu wygra. 

W tej grze nie ma także miejsca na interakcje. Możemy jedynie podebrać sobie wspomnianego powyżej asystenta i to tyle. Tak to każdy buduje swój obszar gry, zbiera surowce i je wymienia. Uważam, że jest na rynku wiele innych małych gierek, nawet karcianych, które zasługują na większą uwagę graczy. O mój zboże! nie ujęła nas w żaden magiczny sposób i nie poskromiła naszych serc. Nie widzimy w niej żadnej innowacyjności i fenomenu. Proste zasady to chyba jedyna dobra cecha tej gierki. Uważamy ten zakup za nietrafiony, a nasze rozgrywki w nią były bardzo męczące. Śmieliśmy się, że bardziej, niż granie w jakieś "ciężkie" euro.

Sylwia

Pomocnicza ocena zbiorcza według naszej zawiłej skali:
I.
Klimat
3/6
II.
Losowość
3/6
III.
Błędy w grze
6/6
IV.
Złożoność
6/6
V.
Interakcja
1/6
VI.
Wykonanie
6/6
VII.
Cena
6/6
VIII.
Czas rozgrywki w dwie osoby
3/6
IX
Skalowanie na dwóch graczy
5/6
Końcowa nota: 4.33/6


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz