Start

Get your dropdown menu: profilki

Slider

czwartek, 14 lipca 2016

Pierwszy Konktakt. Mistfall - perspektywa Tomasza.

Jakiś czas temu Sylwia podzieliła się z Wami swoimi pierwszymi wrażeniami na temat gry Mistfall (click). Mówiąc w skrócie nie były one pozytywne. Jako, że nigdy nie skreślamy gry po kilku rozgrywkach, to postanowiliśmy jeszcze raz zagrać w ten tytuł. Dzisiaj zaprezentuje Wam moją perspektywę z tej próby.


Nasze pierwsze rozgrywki opierały się o pierwszy scenariusz. Dlatego postanowiliśmy spróbować zagrać w jedną z kolejnych przygód. Otworzyłem Scenerio Book i zacząłem czytać drugi scenariusz. Problem pojawił się już w setupie. Miałem odłożyć kafelek Desecrated Temple. Jednak nie ma takiego kafla w pudełku! Mamy Desecrated Shrine i Abandoned Temple. Co ciekawe, na karcie pomocy scenariusza jest również ten sam błąd. Zacząłem się frustrować, pamiętając ciągle o błędach znalezionych w poprzednich rozgrywkach. Jednak zacisnąłem zęby i powiedziałem: „gramy następny scenariusz”. Na całe szczęście rozłożenie jego przebiegło bez problemów.
Rozgrywka przebiegała płynnie. Jednak w pewnym momencie zauważyłem coś bardzo dziwnego. Jedne ze stworów miały specjalną zasadę venomous (jadowity), a w słowach kluczowych znajdowało się słowo kluczowe poison (trucizna). Niemniej opis zasady specjalnej informował, że zadają obrażenia płonące! Gdzie tu logika? Nawet na rysunku przedstawiającym tego banitę nie ma on zapalonej strzały, tylko jakiś zielony dymek unoszący się z grotu. Co ciekawe nie jest to jedyny taki błąd, bo jak to inaczej nazwać, który udało nam się znaleźć – jeden z toporów berserkerki ma identycznie napisane zasady: słowo kluczowe poison i obrażenia płonące. Coś nie jest do końca dopracowane.
Straszne jest to, że tyle błędów (mniejszych lub większych) udało nam się znaleźć po kilku rozgrywkach. Przecież nawet nie zdołaliśmy rozegrać wszystkich scenariuszy, poznać wszystkich postaci i stworów! Gra wydaje się po prostu bardzo niedopracowana.

Jeżeli zaś chodzi o samą rozgrywkę, to również nie powaliła mnie ona na kolana. Graliśmy niby kolejny scenariusz, ale w zasadzie nic innego się w nim nie działo, niż w pierwszym. Idziemy, zabijamy stwory, odpoczywamy, idziemy, zabijamy stwory … aż w końcu dochodzimy do lokacji docelowej, gdzie walczymy z bossem. Różnica pomiędzy scenariuszami polega na tym, że spotkamy inne stwory i inne zasady specjalne ma końcowy wróg. Generalnie gra przypomina ciągle ewoluująca, taktyczną zagadkę. Po prostu musimy dostosować się do zaistniałej sytuacji i najlepiej przez nią przebrnąć. W chwili obecnej nie widzę możliwości opracowania jakiejkolwiek strategii. Zwłaszcza, jeśli gra ma tak wysoki próg wejścia.

Rozumiem przez to fakt, że zanim będziemy mogli być „dobrzy” w tę grę, to oprócz poznania mechanizmów, musimy bardzo dobrze zaznajomić się z wszystkimi kartami oraz zasadami naszej postaci. Wcale to nie jest takie proste, gdyż kart z umiejętnościami jest bardzo wiele. Jeżeli uda nam się mniej więcej je poznać, to musimy zacząć myśleć o jakiś combosach. Następnie wiedzieć na jakie stwory i bossów najlepiej je wykorzystać. Więc dochodzi nam znajomość potworów. Na samym początku przygody z Mistfall nie ma w związku z tym szans, aby coś podpowiadać naszym kompanom, a ma to być gra kooperacyjna.
W ostatniej grze graliśmy postaciami, które trochę poznaliśmy. Ja grałem panią berserker, a Sylwia zabójcą. W pewnym momencie wydarzyła się kolejna dziwna rzecz. W czasie gdy Sylwia wykonywała swoją turę, ja wyszedłem, zrobiłem sobie herbatę i wróciłem. Potem zapytałem czy skończyła i na czym stoimy... Wiecie czemu tak się stało? Bo absolutnie nie miałem pojęcia, jak jej postać działa i co można nią osiągnąć. Nie mogłem jej więc zasugerować jakiś akcji. Cała kooperacja w grze wyglądała tak: ja mogę zadać tyle i tyle obrażeń, więc zabije tego i tego, w związku z tym będę miał tyle i tyle enemy focus (jak wiele stworów do nas przybiegnie potem), a ty co możesz zrobić? Trochę to dziwne, jak na grę kooperacyjną.

Ciekawym mechanizmem w grze, ale bardzo ją według mnie spowalniającym, jest fakt, że zdrowie naszego bohatera reprezentuje talia naszych umiejętności i sprzętu. Jest to bardzo dobry pomysł, ale kiedy dostaniemy obrażenia, to musimy usuwać karty z ręki, stosu kart odrzuconych lub na ślepo z talii. Wszystko w porządku, tylko to stawia nas przed kolejnymi strategiczno-taktycznymi dylematami. Czasami człowiek za długo nad tym myśli i to spowalnia grę. Pewnie trzeba by było całą grę inaczej zaprojektować, ale ja wolałbym standardowy licznik zdrowia mojej postaci. Podobno mechanizm talii-życia występuje w innych grach (Pathfinder ACG) i jeśli to prawda, to nie mam zamiaru w nie grać.

Dawno nie spotkałem gry, która wywołałaby tyle negatywnych emocji i niechęci. Przyznam, że nawet pisząc te słowa, nie mam ochoty na ponowną rozgrywkę w Mistfall. Po prostu wydaje mi się, że nie lubię tego rodzaju gier. Ten tytuł ma być przygodówką, a dla mnie jest to tylko ewoluująca zagadka z masą błędów i niedopracowań. Wychodzi na to, że nie lubię takiego rodzaju gier przygodowych. Podobne wrażenia miałem grając w Assault on Doomrock. Po prostu Mistfall jest tytułem dla innego typu graczy. Dla mnie to wielka szkoda, gdyż gra ta ma bardzo interesującą otoczkę, która nie jest wcale wyczuwalna w czasie rozgrywek, gdyż cały czas skupiamy się na mechanizmach. Póki co nie skreślam Mistfall całkowicie. Po prostu będzie musiał chwilę odczekać na półce, aby zasłużył na trafienie na stół. Niemniej bardzo wątpię, aby coś wpłynęło na zmianę moich odczuć wobec tego tytułu.

Tomasz 

UWAGA. Powyższy tekst został napisany we wrześniu 2015 roku.

3 komentarze:

  1. Witaj Tomaszu. Czy jeżeli tekst został napisany w 2015 roku to czy masz dalej te same odczucia do tej gry czy coś się zmieniło? Mi się osobiście gra bardzo podoba z uwagi na klimat ala Icewind Dale. Grałeś w polską wersję językową? Niestety tam też jest dużo błędów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic się nie zmieniło niestety. Nie graliśmy w Polską wersję, gdyż nie widzieliśmy sensu, aby to robić.
      Co do Icewind Dale, to prawdę powiedziawszy nam (Sylwia i Tomasz) ta gra też się nie podobała, jak kiedyś próbowaliśmy w nią grać. W porównaniu do Baldura, to było tylko chodzenie i zabijanie stworów. Przynajmniej X lat temu tak nam się zdawało :-)

      Usuń
  2. Cześć. My na grę Mistfall (wydanie polskie, już poprawione) natrafiliśmy rok temu w sklepie stacjonarnym. Bardzo nam się spodobała sama koncepcja i klimat. Nie zraziła nas fatalnie napisana instrukcja, niedomówienia i masa rozdźwięków pomiędzy instrukcją a informacjami na kartach. Na początku wkręciliśmy się bardzo i spędziliśmy dużo czasu, żeby dobrze poznać większość bohaterów i żeby zaliczyć każde zadanie specjalne. Nie zraził nas nawet fakt, że nasza rozgrywka trwała pół dnia (a nie, jak mówi opis, 120 min.). Dzisiaj, rok później, wróciliśmy do tego tytułu i nadal mamy mieszane uczucia. Z jednej strony klimat gry wciąga, z drugiej strony nawet po kilkunastu rozgrywkach wciąż musimy wracać do instrukcji i szperać po internecie, żeby rozwiać wątpliwości co do przygotowania rozgrywki. Moim zdaniem najbardziej jednak przeszkadza to, że bohaterowie Mistfall są bardzo źle wyważeni, co drastycznie zmniejsza regrywalność tytułu. Z jednej strony mamy bardzo silny duet Venda (toporniczka) i Arani (kapłanka), który, kolokwialnie rzecz ujmując, rozwala system, z drugiej mamy takie postaci jak nie mający kompletnie nic ciekawego do zaoferowania mag lodu, albo Kruk, który tylko w większej drużynie ma jakąś wartość. Grając w Mistfall we dwójkę, po krótkim czasie doszliśmy do wniosku, że bez kapłanki nie ma się co pchać w tytułowe mgły. No i gra w ten sposób zaczyna robić się nudna. Szkoda, bo zapowiadał się fascynujący tytuł. Moim zdaniem Mistfall to zmarnowany potencjał.

    OdpowiedzUsuń